Kuźnie w Pietrowicach

Przy Banhowie

Około 400m na lewo od głównego budynku dworca stoi do dziś budynek byłej kolejowej kuźni i warsztatu. Została ona wybudowana jeszcze przed I wojną światową. Parterowy budynek o wymiarach 5m x 16m i dwuspadowym dachem został wybudowany z pięknej czerwonej cegły. Przedłużenie dachu od frontu dało wiatę o wymiarach 2,5m x7m. Pomieszczenie, w którym znajduje się palenisko kowalskie ma wymiary 4m x 5m. Przed kuźnią są tory bocznicy kolejowej, na której stała drezyna, którą kowale dojeżdżali do miejsca naprawy torów. W czasach świetności pracowało tam nawet siedmiu pracowników - kowali i ślusarzy. Było to zaplecze techniczne dla linii kolejowej Racibórz - Baborów. Jako kowal pracował tam Osadnik z Wojnowic. Jako ślusarz Józef Gerlich (1904-1987), mieszkający na kórnickiej. Gdy nadchodziła pora obiadu, to jego żona Marika wychodziła z domu na dwór i wołała w stronę kolejowej kuźni: „Josef puć na obied”, a w odpowiedzi słyszała: „Marika uż idu!”. Donośny głos Mariki był głosem ze Śląska na Morawy, bo pomiędzy kuźnią na kolei a domem na kórnickiej płynie rzeka Cyna - średniowieczna granica państwowa. Józef Gerlich był mocno niepocieszony, gdy w połowie lat 60-tych poszedł na emeryturę. Chciał pracować dalej, ale małżonka już nie dawała rady prowadzić małe gospodarstwo rolne uprawiane jeszcze krowim zaprzęgiem. Józef był aktywnym człowiekiem: był członkiem rady parafialnej, członkiem zarządu banku spółdzielczego. Józef Gerlich był tym parafianinem, który pojechał w góry zakupić gonty do remontowanego kościółka świętego Krzyża w 1966 roku. Był „uzbrojony” w dokument wystawiony przez Franciszka Sitka, szefa Gromadzkiej Rady Narodowej. Po szczęśliwym przyjeździe „dokument” został zniszczony. Jeszcze w latach 80-tych XX wieku w tej kuźni u ostatniego pracującego tam kowala pochodzącego z okolic Kietrza, można było „naciągnąć” siekierkę. Dziś budynek kuźni jest w opłakanym stanie ale jeszcze stoi.

Józef Gerlich i Maria Kaczyna brali ślub w 1931 roku. Jako, że byli z Pobiehova (lewobrzeżna część wioski), która kościelnie należała do parafii Janowice i diecezji wrocławskiej, a ślub chcieli wziąć w Pietrowicach czyli już w diecezji ołomunieckiej, janowickiemu proboszczowi należało zapłacić odstępne. Maria Gerlich, całe życie wspominała, że odstępne dla proboszcza Urbana, kosztowało tyle samo co ślub u ks. Wiedlera w Pietrowicach. Ojciec Józefa, Wincenty Kaczyna (1869-1954), pobierał jeszcze myto, które było na Kornickiej, (dziś ul. Jana Pawła II ), wcześniej mieszkała tam rodzina Brych. Gerlichowie wspominali, że granica pomiędzy diecezjami przebiegała wzdłuż ogrodu Marcinka.

 c.d.n.         Bruno Stojer